Dlaczego śpimy. Odkrywanie potęgi snu i marzeń sennych Matthew Walker 7,9
ocenił(a) na 616 tyg. temu Napiszę na starcie, by było widoczne: nie jest to książka dla osób z bezsennością i innymi zaburzeniami snu. Po szczegóły zapraszam niżej.
Strony: 394.
Twarda oprawa (mój egzemplarz).
Pozycja podzielona na rozdziały tematyczne, które można czytać wedle upodobań, więc niechronologicznie.
Czytając tę książkę, miałam skojarzenie z Patrickiem Gerylem i jego pozycjami na temat katastrofy w roku 2012 (też światowymi bestsellerami),gdzie autor zapewniał, że jest na 100% pewny, iż ta katastrofa nastąpi, na co wskazywały jego skomplikowane obliczenia matematyczne. Przeżyć mieli tylko ci, co będą czekać w łodziach na szczycie gór w Afryce. Tamte książki były straszakiem i ta od Matthewa Walkera „Dlaczego śpimy” jest nim również. Co chwilę pojawia się bowiem straszenie ludzi śmiercią, którą na pewno wywoła zjawisko X. Minął rok 2012 i ludzkość nadal ma się dobrze. Tak samo, jak nie umierają na raka/zawał/cukrzycę/udar ci, których organizm naturalnie wymaga 5-6 godzin snu zamiast 8. Dr Walker twierdzi, że 8H snu jest niezbędne dla każdego dorosłego człowieka (akurat ma rację w tym, że osoby starsze i dorośli potrzebują dokładnie tyle samo snu, bo mitem jest, iż starsze tego snu potrzebują mniej – po prostu sypiają zazwyczaj gorzej, bo choroby uniemożliwiają im zdrowy sen),co już jest poważnym błędem, bo w świecie przyrody obowiązuje indywidualizm. Wyliczanie średniej ma jedynie przybliżyć zjawisko u pewnej grupy populacji.
W przypadku obu autorów, po których książki sięgali wrażliwi czytelnicy, skończyło się to ich depresją i zaburzeniami lękowymi, bo przeczytane treści wzięli na poważnie. „Dlaczego śpimy” można więc uznać w pewnym sensie za dzieło toksyczne. Powinny do niego podchodzić z ostrożnością osoby niewykształcone i zmagające się bezradnie z zaburzeniami snu, desperacko chwytające się wszystkiego, gromadzące wiedzę, byle sobie pomóc, gdy cała psychiatria zawiodła, a neurologia od tematu zaburzeń snu umywa ręce.
Ogólnie książka jest w porządku, zawiera bowiem rzeczywiście ogrom rzetelnych informacji, np. dotyczących faz snu u ludzi w poszczególnym wieku czy długości snu zwierząt, jak i omawiane są ważne rzeczy na temat narzucania modeli pracy po równo wszystkim pracownikom w firmach czy zaburzeń snu u dzieci i nastolatków poprzez zmuszanie ich, wbrew potrzebie biologicznej, do bycia tzw. skowronkami. Ja sama miałam do szkoły na 7:20, a jeszcze należało do tego dołożyć dojazd autobusem ok. 20 km, wieczne korki i przyszykowanie się w domu (współczułam koleżance z klasy, która dojeżdżała z innego miasta, przez co musiała wstawać po 4:00 ). Podobał mi się też wykres pokazujący, że istnieje ścisły związek między przypominającymi sinusoidę cyklami dobowymi a gromadzeniem się w organizmie adenozyny wywołującej senność, jak i jest tłumaczone, dlaczego po całej bezsennej nocy mimo senności człowiek nie może zasnąć. Ale książka zawiera także informacje nieprawdziwe, których nie wychwyci osoba niewykształcona, jak i teoretyzowanie autora, na przykład odnośnie czasu wykształcenia się snu w historii Ziemi. Pojawiają się też sprzeczności i manipulacje danymi, nawet w przypisach, gdzie najpierw jest podana wzmianka, jak wygląda faza snu REM u małych orek, a kilka wersów poniżej można przeczytać, że nie wiadomo, jak ta faza wygląda, a to są tylko domysły. Pułapką jest tutaj to, że w przeciwieństwie do Patricka Geryla tę publikację napisał światowej sławy autorytet i naukowiec. Została ona jednak już zmasakrowana przez ekspertów, jak i wielu zawartych w niej wnioskom zaprzeczają rzetelne badania, na przykład takie, że nie ma potwierdzonego związku między zachorowalnością na raka a długością snu.
”Wydłużanie snu jednostki może zostać osiągnięte zarówno w sposób bierny, który nie wymaga od niej żadnego wysiłku (a przez to jest najłatwiejszy),jak w sposób czynny”. To pierwsze zdanie ze strony 368 ewidentnie wskazuje na to, że nie jest to książka dla osób ciepiących na bezsenność, bo zapewne sięgnęły po nią ci mający ten rodzaj zaburzenia snu. Polecono mi tę książkę właśnie pod bezsenność, a okazało się, że na ok. 400 stron tylko kilka poświęcono bezsenności, co można streścić, że spowodowana jest ona nadaktywnością układu współczulnego. Książka została napisana dla ludzi mogących spać normalnie, tylko z różnych powodów zarywających nocki. Padają oklepane zasady higieny snu, kompletnie niesprawdzające się u osób z chroniczną bezsennością, na co wskazuje fakt, że przez lata ci ludzie ciągle są na lekach, niezdrowej, ale niestety najskuteczniejszej metodzie wywołującej spanie. A takie osoby wkładają naprawdę tytaniczną pracę w to, by spać normalnie. Badania mają dobre, stresu (poza tym spowodowanym snem) także nie mają.
Przytaczane przez dr Walkera przykłady, co się dzieje przy niedoborze snu, dotyczą osób zdrowych, niemających bezsenności. Bo organizm osoby z bezsennością działa inaczej, jest odporniejszy na brak snu (według autora nie można nabrać odporności na brak snu, a otóż można – organizm broni się tym, że przy krótszym śnie wzrasta jego jakość, także pojawia się tendencja do snu w dzień). Nie jest też prawdą, że po całkowicie nieprzespanej nocy następuje gorszy czas reakcji na bodźce następnego dnia, bo czas reakcji jest dokładnie taki sam. Osoby, które nie przespały nawet minuty w nocy, mają nawet lepsze wyniki w dynamicznych dyscyplinach sportowych. Wiecie na przykład, że ultramaratony (biegi dłuższe od maratonu, którego trasa wynosi ponad 42 km, więc mogą to być biegi na dystansie nawet 80 czy 100 km) startują nawet o 2:00 w nocy? Do tego jeszcze trzeba doliczyć przyszykowanie się i czas dojazdu. Osoby z zabieganym dniem nie mają więc szans się wtedy wyspać, o ile śpią w ogóle, a mimo to ich wydajność podczas biegu jest perfekcyjna.
Popieram więc recenzję villiersa, którą można znaleźć poniżej. Jednak za przepuszczenie błędów merytorycznych obwinia się autora, ale znacznie większy w tym udział ma redakcja. Tu przykłady baboli:
1. Autor wspomniał, że cykle dobowe w historii Ziemi są stałe, co nie jest prawda, bo Ziemia rotuje coraz wolniej z powodu hamującego wpływu Księżyca. Na przykład pod konie okresu kredy dni były o pół godziny krótsze niż teraz, a rok trwał 372 dni.
2. Przytoczony mechanizm walki i ucieczki, tak powszechnie przypisywany zwierzętom, jak i człowiekowi. To jest ten sam rodzaj mitu, co pisanie, że człowiek używa tylko część swojego mózgu. Mechanizm walki i ucieczki zbadano jedynie na pewnej grupie zwierząt, w dodatku samców, kiedy samice już nie reagują w ten sam sposób. I bach: poszło to na wszystkie gatunki organizmów, bez względu na stopień zaawansowania układu nerwowego i płeć. Nie dotyczy więc on człowieka. Walka i ucieczka u człowieka mogą być ledwo dwoma z tysięcy reakcji na zagrożenie, bo nie jest to organizm tak prosty, jak zwierzęcy.
3. Wysnuty został wniosek o tym, że ludzki cykl dobowy przy odcięciu światła jest trochę dłuższy niż 24H, a określono to na podstawie przebadania 2 mężczyzn, młodego i starszego, którzy ponad miesiąc spędzili w ciemnej jaskini. Takie badania powinno się przeprowadzić na szeroką skalę (co w tym przypadku nie jest możliwe, bo zbyt obciążają organizm),jak i należy wziąć pod uwagę, że cykle dobowe to sprawa indywidualna, jedynie ogólnie może być opisana średnią statystyczną.
4. Czasem nie wiadomo, czy autor używał kolokwializmów w przenośni czy na poważnie, pisząc na przykład, że kawa przekracza barierę krew-mózg.
5. Według treści węch funkcjonuje podczas spania tak samo, jak za dnia. A w nocy zmysł ten jest osłabiony.
6. To, co już szerzej omówione zostało wyżej. Czyli autor podaje, że spać trzeba 8 godzin ciągiem w nocy, dopuszczane jest 7, a poniżej już się źle dzieje. Nie wspomina natomiast nic o indywidualizmie, bo dla masy ludzi 6H czy nawet 5H to optymalny czas spania.
7. Podano, że na FFI cierpią tylko niektóre rodziny na świecie, ale prawda jest taka, że każdy na to może zachorować, bo to prionowa choroba degeneracyjna układu nerwowego wywołana przez wadliwe priony, czyli podobnie jak z kanibalizmem czy chorobą szalonych krów. Jednak takie przypadki zdarzają się niesłychanie rzadko. I to nie zabija bezsenność, ale następuje ogólna dysfunkcja układu nerwowego. Winne są tu priony, czyli białka infekcyjne, gorsze od bakterii i wirusów razem wziętych.
Zauważyłam tendencję do „clickbaitowania”. Autor straszy śmiercią i chorobami zwykle w podtytułach rozdziałów albo na pierwszych stronach. Typu, że tabletki nasenne zabijają, ma się od nich raka. A potem w tekście dowiadujemy się, że to zabijanie polega na tym, że ktoś przymulony lekiem może potknąć się w nocy po ciemku, jak idzie do wc i uderzyć w głowę albo spowodować wypadek, jadąc samochodem. Jak i jest wyraźnie napisane, że ludzie łapią infekcje, a nie, że zabijają ich leki. Na 325 stronie podany został nawet wykres, z którego wynika, że kto bierze 18 tabletek nasennych rocznie, to ryzyko śmierci wzrasta u niego 3,5x (ale już nie podano, czy na raka czy na co) w stosunku do osób niezażywających tabletek, a kto bierze ponad 132 tabletki/rok, to już ryzyko zgonu jest o 5,3x większe. Nie ma dowodów na to, że leki nasenne powodują raka, bo przyczyn aktywacji tej choroby jest mnóstwo, chociażby geny czy smog miejski. Polecam obejrzeć odcinek Polimatów pod tytułem „Ile godzin snu tak naprawdę potrzebujesz?”, gdzie w zabawny sposób jest przytoczony przykład wypadków na basenie mających związek z filmami z Nikolasem Cage’em.
Ogólnie wszystko co złe, autor podciąga pod sen, nawet ADHD dzieci. Kolejny przykład to dzikie plemiona, których członkowie sypiają średnio poniżej 7 godzin i to zostało skorelowane z ich długością życia, wynoszącą ponad 50 lat. Jednak trzeba pamiętać, że przy jej wyliczaniu nie bierze się pod uwagę tylko długości życia starców, ale i innych ludzi z plemienia, na przykład wlicza się w to przeżywalność noworodków, zgony wywołane ranami czy zginięcia od drapieżników. No i niczym nowym jest to, że długość życia w niewoli (czyt. w tym przypadku w świecie cywilizowanym) zawsze będzie dłuższa od długości życia swobodnie na wolności, co związane jest chociażby z dostępnością do leków i lekarzy w pierwszym przypadku. Owszem sen jest ważny, to podstawowa potrzeba żywych organizmów, czyli też człowieka, ale pisanie, że każdy potrzebuje 8H snu, to ogromna manipulacja. Budowanie modeli pracy pod tę tezę, gdzie dawałoby się premię osobom śpiącym 8H (jakoś to weryfikując),byłoby krzywdzeniem pracowników śpiących zdrowym snem przez 5-6H.
Książka pisana jest ewidentnie pod Amerykanów, zwłaszcza bogatych. W trakcie lektury padają nazwy leków dostępnych w USA, jak i takie przykładowe zalecenia na dobry sen, aby każdy zainstalował w swoim domu regulator temperatury, by nocą ją obniżać a w dzień – podwyższać, bądź utrzymywać inną w różnych pomieszczeniach. Niestety to nierealne w polskich blokowiskach, których w USA po prostu nie ma.
Czy polecam książkę? Zapoznać się warto, bo naprawdę wiele ciekawostek i nowości można się dowiedzieć, jak i pan Walker podaje wartościowe pomysły odnośnie zmian w funkcjonowaniu społeczeństwa, w którym ciągle niestety panuje przekonanie, że kto długo śpi, to nierób i leń. Jednak jest to pozycja dla ludzi bogatych w przytaczaną tu wiedzę, by potrafili odróżnić prawdę od fikcji. Albo tych, którzy są ocykani w weryfikacji treści.